Siemka, to znowu ja. Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. Nie zabierając Wasz cenny jakże czas postanawiam przejść do recenzji kolejnego filmu. "Piąty Wymiar", bo taką nazwę nosi dość dziwny film jak dla mnie, który dziś ocenię miał premierę 27 sierpnia 2009 na Świecie, a 10 grudnia 2010 w Polsce.
Scenariusz: Christopher Smith
Gatunek: Thriller
Jeśli film zaczyna się melodią przypominającą do złudzenia kołysankę z kultowego "Dziecka Rosemary" to w kolejnych scenach nie należy spodziewać się komedii romantycznej. Jess zostaje zaproszona przez bogatego adoratora na rejs jachtem. Kobieta w ostatniej chwili zjawia się na przystani choć nie wygląda ani na zadowoloną, ani zrelaksowaną.
Wszystko z powodu cierpiącego na autyzm synka nad którym opieka pochłania całą energię głównej bohaterki. Chwilowa przerwa od obowiązków rodzicielskich okazuje się słabym pomysłem. Niespodziewany sztorm doprowadza niemalże do zatonięcia jachtu. Pasażerów ratuje ogromny statek, który pojawia się na horyzoncie znikąd. Po wejściu na jego pokład rozbitkowie odkrywają jednak, iż brakuje na nim załogi. W dodatku Jess odnosi wrażenie, że chyba zna to miejsce bardzo dobrze.
Zgodnie z prawidłowymi konwencjami przez resztę filmu bohaterowie powinni odkrywać mroczne tajemnice statku, a na końcu walczyć o przetrwanie. Reżyser Christopher Smith obiera jednak inny kurs: w związku z czym już po czterdziestu minutach wszystko zostaje dosłownie "pozamiatane".
W jaki sposób można więc pociągnąć dalej tę opowieść? Wskazówkę stanowi oryginalny tytuł filmu – "Triangle" to po angielsku nic innego jak: trójkąt co w połączeniu z morską scenerią od razu rodzi skojarzenia dobrze Nam znanym Trójkątem Bermudzkim. Jak wiadomo na owianym złą sławą obszarze na Oceanie Atlantyckim niejednokrotnie dochodziło przecież do niewytłumaczalnych zniknięć samolotów i statków. Nie chcę zdradzać kolejnych zwrotów akcji, więc dodam jedynie od siebie, że przeczucia Jess okazują się być słuszne.
"Piąty wymiar" przypomina misterną układankę. Bowiem każdy fabularny klocek musi pasować do następnego, nawet jeśli na początku zdaje się Nam iż jest całkowicie inaczej. Posługując się wąskimi kadrami, a także długimi jazdami kamery reżyser Smith wywołuje u widza klaustrofobiczne lęki oraz poczucie osaczenia. Statek-widmo to jak idzie się domyśleć pułapka z którego nie ma ucieczki. Niemalże do połowy filmu wycieczka po jego wnętrzach dostarcza porządnego dreszczyku emocji.
Jednak, gdy Jess zdaje sobie wreszcie sprawę z tego wszystkiego, dlaczego tak się potoczyło to wszystko fabularne turbiny zaczynają pracować z coraz większym trudem. W obawie przed zawaleniem się skomplikowanej konstrukcji reżyser woli nie wyjaśniać piętrzących się wątpliwości. W pewnym momencie ma się więc ochotę machnąć ręką na dziury w historii i najszybciej jak to możliwe dopłynąć do sprytnie obmyślonego finału filmu.
Film według mnie jest nie dla każdego. Sam oglądałem go kilka lat temu i zdenerwowałem się w połowie, ponieważ powtórki doprowadzały mnie do szału. Jednak powiedziałem sobie: stop! To tylko film i wziąłem się za siebie, dlatego też obejrzałem go kilka dni temu.
Co do tego jak mi się oglądało to powiem szczerze, że czasami gubiłem się w tym co jest i co się tak naprawdę dzieje, a także o co chodziło reżyserowi tworząc ten film, ale szybko to wszystko nadrobiłem. Jeśli chcecie obejrzeć to przygotujcie się na uzbrojenie w cierpliwość oraz wytrwałość do końca seansu. Wszystkiego dowiecie dopiero na końcu filmu. Tam wszystko się wyjaśni i zrozumiecie całą fabułę. Mogę jedynie powiedzieć, że dla głównej bohaterki była to kara za wszystko co robiła, a także jaką złą matką była. Statek miał jej jedynie pomóc, dzięki czemu będzie mogła odkupić swoje winy.
Jak dla mnie mocne 8/10.
A Wy oglądaliście ten film? Jakie macie odczucia po obejrzeniu?
A Wy oglądaliście ten film? Jakie macie odczucia po obejrzeniu?
Jarek.